PAŹDZIERNIK 2014

„Rozterki”

Coś mnie w życiu pcha do złego

Coś mnie również onieśmiela

Chciałbym na raz tchórzem być

A raz zgrywać bohatera

Sięgam tam gdzie sięga głowa

Nie zniszczyła jej amnezja

Wszak wszystkiego źródłem była

Proza życia i poezja

U poetów odnajduje

Ślad nieznanych bohaterów

Który wśród poezji strof

Odnalazłem aż tak wielu

Proza życia mnie przytłacza

Poetyckość mgłą przysłania

To jej przeogromna siła

Moc wszystkiego posiadania

Na rozstaju dróg przysiadłem

Iść śladami bohaterów

Czy też pragnąć dóbr doczesnych

Tak jak mych rodaków wielu

I tak siedzę na rozstajach

Jak ropucha na asfalcie

Czekam czy mi ześle los

Coś fajnego na pożarcie

Ilu tu już mych przyjaciół

Na rozstaju dróg przysiadło

I wciąż wiernie na to czeka

Żeby coś im z nieba spadło

Bo tak już dobrze nie ma

Byś chronił ukryciem

I duszę przed rozterką

I brzuch przed spożyciem.

„Celebryci”

Dziś piszę utwór ten

Recepty chcąc na życie

A stan mój przypomina mi

Człowieka przed spożyciem

Na kacu więc układam tekst

Na kacu celebryckim

Z zadowoleniem patrzę w świat

Tak pełen nienawiści

Jak celebryta patrzę tu

Wśród myśli, biegu zdarzeń

Wystarczy że pokażę im

Swe nowe tatuaże

Dziennikarz kupi mowę mą

Ja jestem ich idolem

Wszystko opowiem tak jak chcę

Na wiele więc pozwolę

I kolczyk również w uchu mam

Wszak ja medialne zwierzę

Słuchajcie moich głupich rad

Chorych pomysłów, zwierzeń

Już tyle lat przeżyłem tu

Szukałem więc okazji

By zabrać celebrycki głos

O śmierci eutanazji

Wypowiem również się

Bo mam do tego prawo

Że życie nie jest trudem lecz

Totalną jest zabawą

Dziś pytam wszystkich tu

Patrząc na was jak wryty

Kto z was skorzystał z głupich rad

Chorego celebryty

Recepty szczęścia każdy chce

Tę prawdę mówią wieki

Więc po co sięgać w szamba dno

Tam gdzie pływają ścieki.

„Marsjanie”

Nawiedzili mnie Marsjanie

Oznajmili to co trzeba

Za chwileczkę drogi bracie

Możesz już dosięgnąć nieba

Tam nasz znak cię doprowadzi

Słońce oraz piękna tęcza

Co istotę twej wolności

W pięknych barwach drogę zwięcza

Dziś wystarczy drogi bracie

Abyś wyrzekł się rodziny

To nie żadne obietnice

Ani też marsjańskie kpiny

W gender uwierz miły bracie

Na łuk tęczy wznieś się w tłumie

A zrozumiesz co to wolność

Każdy tutaj cię zrozumie

Płeć wyborem jest od dziecka

Wybór nieuświadomiony

Czemu zwlekasz drogi bracie

Wznieś się na ten lot natchniony

Więc z radością wyruszyłem

W gronie Marsjan się weselę

W czasie między lądowania

Odwiedziłem też Brukselę

Dziś zdumiony patrzę w Marsjan

Wielkich tak jak chłop wprost z chłopa

Patrzcie ci zieloni bracia

To jest wspólna Europa

Raj zboczeńców transwestytów

Każdy wnosi co posiada

Nie wiem jaka wasza wola

Ja z tej tęczy chcę wysiadać.

 

„Mój profesor”

Dzisiaj chandra mnie dopadła

Smutno łzawią oczodoły

Teraz wiem mój profesorze

Czemu nie lubiłem szkoły

Mówiłeś do mnie profesorze

Kocha życie kto poznaje

Popatrz zatem jak wokoło

Się zmieniły obyczaje

Dziś poznawać to zdobywać

To twierdzenie nie banalne

Wszak dla wszystkich szczęściem bywa

Tylko to co materialne

Mówiłeś do mnie profesorze

Ufaj ludziom drogi bracie

Czemu więc ufając im

Muszę mówić o swej stracie

Mówiłeś do mnie profesorze

Dziś ze łzami się ośmielam

Żebym w mym codziennym życiu

Zgrywał tylko bohatera

Bohaterem byłem co dzień

Dążąc drogą wprost do celu

I cóż z tego gdy spotkałem

Bojaźliwych ludzi wielu

Nie potrafię więc ochłonąć

Rozgniewany, zniesmaczony

Czas nauki w pańskiej szkole

Chyba czasem był straconym

Wciąż mnie gnębią profesorze

Smutne wizje i koszmary

Trzeba było nie do szkoły

Lecz z wszystkimi na wagary

Ale kiedyś się obudzę

Między snem, a ideałem

Powiem wszystkim do poprawki

Ja już swój egzamin zdałem

Znowu wspomnę dawne czasy

Ideałów mych kolekcję

I wyruszę profesorze

Gdzieś w niebiosach na twą lekcję.