5 lipca 2016 – Jan Arbatowski

Maryja w moim życiu

Urodziłem się w Warszawie w 1935 roku. Od urodzenia mieszkałem w domu Spółdzielni Nauczycielskiej na Żoliborzu, pomiędzy ulicami Słowackiego, Krechowickiej 6, pl. Lelewela, Cieszkowskiego 1/3.

W tym domu przeżyłem II Wojnę Światową w latach 1939-1944, następnie Powstanie Warszawskie, które rozpoczęło się 1 sierpnia 1944. Ze względu na mój wiek bardziej utkwiło mi w pamięci Powstanie Warszawskie, a mianowicie nadlatujące samoloty niemieckie, a następnie pikujące do ziemi i zrzucające bomby w kierunku wybranych celów. Ten przerażający dźwięk, a raczej pisk spadających bomb był przeraźliwy, bardzo dobrze go pamiętam, mimo że minęło już 70 lat. Zresztą nie tylko ja, ale inni przebywający w piwnicach, mieli podobne odczucie. W chwili obecnej rozumiem tę sytuację, ale przecież bomby te były wycelowane w kierunku ludności cywilnej. Jednak barbarzyństwo i okrucieństwo wojsk niemieckich miało swój cel, a mianowicie pozbawienie nie tylko życia, ale i ducha Polaków. Czy im, żołdakom niemieckim to się udało? NIE! Byliśmy bezbronni wobec ataków niemieckich samolotów, ale jednocześnie byliśmy chronieni przez naszą Matkę Bożą dzięki wysyłanej ku Niej modlitwie Różańcowej.

Ta modlitwa odmawiana indywidualnie i zbiorowo w każdej piwnicy, skierowana do Pana Boga i Najświętszej Maryi wraz z Synem, osobiście mnie przekonała i nadal przekonuje, iż była najskuteczniejszą z modlitw.

Dlaczego? Ponieważ trudno sobie wyobrazić, aby tak duży budynek, liczący 17 klatek, nie został trafiony ani jedną bombą, natomiast cała ulica, szczególnie Słowackiego, była zryta bombami, a olbrzymie kawały asfaltu, powyrywane z jezdni, znalazły się na naszym podwórku (budynek liczy 3 przedwojenne piętra).

Wracając do modlitwy, to mnie jako około 9-letniemu chłopcu, utkwiła w pamięci modlitwa „Zdrowaś Maryjo…” do tego stopnia, iż jako dorosły człowiek, nie tylko odmawiam tę modlitwę wieczorem, ale towarzyszyła mi ona także w drodze do pracy, czy też (najczęściej) przy rozwiązywaniu w pracy skomplikowanych algorytmów. Zawsze też trzymałem się zasady, że trzeba podziękować Maryi i Panu Bogu. Modlitwa „Zdrowaś Maryjo…” i wiara w Jej moc towarzyszyć mi będzie do końca życia.

Nasze matki – to one głównie modliły się „Zdrowa Maryjo…”, a później szły na wygnanie z dziećmi na ręku oraz w wózeczkach, a obok szły dzieci starsze jak ja, 9-10-letnie. Szliśmy z Żoliborza do obozu w Pruszkowie na własnych umordowanych nogach i podczas tej drogi towarzyszyła nam modlitwa „Zdrowaś Maryjo…”.

Kolejny etap – pociągiem do Oświęcimia i ponowna interwencja Maryi. W Oświęcimiu okazało się, że ze względu na zbyt dużą liczbę ludzi do zagazowania, nie mogą nas przyjąć i pociąg zawrócił do Jędrzejowa, gdzie chłopi polscy wybierali nas jak na targu niewolników, ponieważ potrzebni byli ludzie do pracy, dlatego matki z małymi dziećmi znajdowały się w najgorszej sytuacji. Każde dziecko także musiało pracować. I tak dotrwaliśmy do kwietnia 1945 roku.

Patrząc wstecz na okres okupacji, myślę, że nie mogliśmy się zgodzić na łapanki, Pawiak i katowanie w Alei Szucha, wywózki do niemieckich obozów zagłady, bo przecież przed wojną już żyliśmy w wolnej i suwerennej Polsce.

Na koniec przytoczę fragment wiersza naszego poety Józefa Szczepańskiego, ps. Ziutek: „Czekamy ciebie czerwona zarazo, byś nas uwolniła od czarnej śmierci…”. Wiersz ten oddaje tragiczną historię Polski związaną z państwami sąsiadującymi. Jedni nas zabijali, a drudzy przyglądali się zza Wisły, jak nas mordują, Niedługo później drudzy przyjaciele ze Wschodu wywozili nas na Sybir. To dzięki Maryi, naszej Matce i Królowej, pokonane zostały dwa zbrodnicze systemy z Zachodu i Wschodu.

Moje życie rodzinne jest nierozerwalnie związane z imieniem Matki Bożej, Maryi. Na chrzcie św. otrzymałem imię Jan Maria. Takie imię miał mój Tato, który zginął w Powstaniu Warszawskim 17 września. Mój starszy syn (zmarły 30 czerwca 2016 r.) otrzymał od nas, rodziców, imiona Cezary Maria, a żona moja ma na imię Marianna…

Obecnie mam 81 lat i żyję. A w 2014 roku, jak to się potocznie mówi, byłem jedną nogą na tamtym świecie. Nasza Matka także w tym wypadku wysłuchała zanoszonych do Niej i do Jej Syna próśb, abym mógł dać powyższe świadectwo.

I tak wyglądało spotkanie małego chłopca z naszą Królową i Matką, Maryją.

Jan Arbatowski

(5 lipca 2016)

Bez komentarzy.

Komentowanie jest wyłączone w całym serwisie.